Popłyńmy w kierunku zachodzącego słońca:)

!!!!!!!!!!!!! Morze... Pasja, która pokochasz... Wypłyń na głębię... :))) !!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 6 września 2010

Rejs 37

Kapitan: Mariusz Wojda
Państwo: Chorwacja
Akwen: Adriatyk

Termin: 04-11.09.2010
Jacht: S/Y Ana Maria Oceanis 411

Trasa: Szybenik - Kasztela

Porty: Viniszcze, Smrka, Vrbowska, Hvar, Vinogradiszcze, Trogir, Bobowiszcze

załoga: fantastyczna:)))
Klaudia, Kasia, Małgosia, Wiesio, Marcin, Łukasz, Tadeusz, Jacek

przebyto: 36 godz. i 162 Mm

Organizator: Blue Dream Sp. z o.o.

Dzień 1 - Szybenik - Zaokrętowanie załogi
Tym razem mnie nie ma. załoga rbi wieczór integracyjny sama. jest pod opieka kapitana drugiego jachtu... Mateusza:)))
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Ja tymczasem od rana w podróży co się działo za dnia opisane w poprzednim poście. ok 1930 siadam na prom Ancona - Split. Trasa już mi znana tylko jadę w druga stronę.
Odpoczynek i piwko po dniu pełnym wrażeń...

Dzień 2 - Szybenik - Viniszcze
0725 jako pierwszy opuszczam prom... już wiem następnym razem jak mi się nie będzie śpieszyło nie pchać sie na pierwszego na kontrole celną:) wymaglowany przez urodziwe celniczki tysiącami pytań; 
-a po co ja się tu pcham?
-a na żagle!
-a na ile?
-a na tydzień, a może na miesiąc?
-a co przewożę?
-a ubranie!
-a...
-...
...
a poskazujemy paszporcik!!!
a proszę...
... opuszczam urząd i udaje się do autobusu. Bilecik, autobus 0800 - jedziemy... negocjuje wysiadkę w Mandalinie... ne ne ne kolodwor... bla bla bla nawija mi kierowca... Udaje się! Wypad z baru pod Mandaliną 0935. 
Docieram na jacht o godzinie  1001. Załoga uśmiechnięta. godzina 11:15 wypływamy.



Dzień 3 - Viniszcze - Vrbowska



Wypływamy kilka minut po 11:00 po konfrontacji z miejscowym cwaniaczkiem...












... godzina 21:15 stoimy przy kei miejskiej... 
Gratuluje załodze udanego manewru parkowania w miejscowości Vrbowska... :)

Dzień 4 - Vrbowska – Hvar - Vinogradiszcze

Rozpoczynamy kolejny dzień rejsu. Miło, sympatycznie, słonce świeci, wiatr ledwo wieje… Płyniemy – a raczej czołgamy się wzdłuż Hvaru mijając po prawej złoty róg i wyspę Brać. Żagle ustawione na motyla, prędkość 1-1,5W wyrzucamy cumę za rufę i kąpiel…
Za burtą Jacek, sprawdza w praktyce wiązanie węzła ratowniczego na sobie… raz, drugi, trzeci… ok.! Da rade zawiązać:). Puszcza się cumy i płynie za jachtem, nie zdając sobie sprawy, ze za chwilę stanie się obiektem, żartów kapryśnych żywiołów:).





Wiatr przyspiesza…  A jacht razem z nim…

Nie może dogonić jachtu… Załoga krzyczy gdzie jest Cuma… na prawo! Chwyć!

Wrażenia!!!

Rozpoczynamy akcje ratunkową! Przejmuje komendę i wydaje komendy… Podejście w bajdewindzie, żagle na luzie, osłonięcie burtą na wietrzną, podjęcie na rufie…

Załogant uratowany… :).
Czekał na nas, nie spiesząc się, płyną sobie żabką…


Jacek:
„Skuszony zapewnieniem kapitana, że człowiek jest w stanie płynąć z prędkością jednego węzła (czyli w naszych warunkach z prędkością jachtu), ześlizguję się do przyjemnie ciepłej wody tylną zejściówką. Najpierw ciągnę się za jachtem na cumie, żeby za chwilę odwiązać się i odpłynąć lekko do tyłu. Ciągle mam z boku cumę, która jest dużo dłuższa niż mój dystans od jachtu - ciągnie się tuż pod lustrem wody po mojej lewej asekurując mnie. Kiedy spostrzegam, że jacht z całym cyrkiem odpływa trochę szybciej niż ja jestem w stanie, najpierw sięgam po cumę, której zgodnie z prawem Murphy’ego oczywiście nie ma… Próbuję jeszcze przyspieszyć, ale moja odkryta żabka nie daje rady (kraul odpada - bez okularków w tak słonej wodzie narobiłbym sobie więcej krzywdy niż pożytku) i po chwili krzyczę do kapitana żeby…zresztą dokładnie nawet nie pamiętam co… Widzę jakąś lekką szamotaninę na pokładzie, a potem łódka ruchem jednostajnie przyspieszonym oddala się ode mnie jakby nigdy nic... Co wtedy myślałem? Niewiele. Po pierwsze- zastanawiałem się, jaką strategię podejścia obierze kapitan, a  po drugie jak najdłużej zostać przy życiu – fal dużych nie było, więc spokojna kryta żabka oszczędzała siły i kierowała mnie w dobrym kierunku, z co prawda niedobrą prędkością ale zawsze coś… Do tego zaciskałem zęby, żeby nie dostać skurczu no i żeby nie zalać twarzy wodą – a poza tym przypomniałem sobie o jakimś filmie o zawodowych pływakach długodystansowych...generalnie dbałem o higienę psychicznąJ
Po jakimś czasie widzę w znacznym dystansie od siebie wyrzucany kapok, potem drugi, to trochę podnosi na duchu, bo jest konkretny cel mojej wycieczki. Za chwilę jacht skręca, zaczyna manewry ratownicze i po paru minutach jestem powrotem na pokładzie dokładnie w momencie dopływania do kapoka.”


Zarządzam deliberacje na temat sytuacji i manewru… Załoga sama ma między sobą omówić manewr, błędy, sytuacje, pozytywne strony…

Omawiają… !


Łukasz ż.j.:

„Wiatr był słaby – nasza prędkość wynosiła  ok. 1.5 węzła. Jacek postanowił popływać w morzu, a kapitan dla relaksu opuścił się w pontonie na cumie. W pewnym momencie ostrzej powiało, nasza prędkość się zwiększyła i niestety Jacek został za nami. Załoga stanęła zdezorientowana i czekała na kapitana, a kapitan ostrym głosem zaczął wydawać komendy!!! Jako pierwsze miały zostać wyrzucone kamizelki, jedna na cumie, druga bez – niestety załoga pogubiła się i zapomniała, gdzie są L Zanim znaleźliśmy kamizelki, kapitan był już na jachcie, niestety Jacek robił się coraz mniejszy… Kapitan przejął ster i zaczęliśmy akcję ratunkową. Kilka szybkich zwrotów i już chwilę później byliśmy przy Jacku. W tym momencie pływał sobie spokojnie i czekał na nas. Przy pomocy bosaka i na luźnych żaglach załogant został podjęty. Jak na naszą pierwszą akcję ratunkową ta wypadła trochę kiepsko – dużo ruch, a  mało konkretnych działań. Dopiero interwencja kapitana poukładała akcję, ale widać było trochę po nim,  że nie był zadowolony z konieczności przerwania odpoczynku na pontonieJ  Chciał nas sprawdzić i zmusić do samodzielnej akcji – wiem, że następnym razem moja reakcja będzie zupełnie inna.”


Dopływamy do Hvaru. Załoga wysiada, ja odpływam do zatoki Vinogradiszcze zacumować jacht na noc. Ustawiam jacht pomiędzy kotwicą a cumą przywiązana do skał. Coraz sprawniej wychodzi mi samodzielne wykonanie tego manewru.
Załoga zwiedza Hvar i planuje powrót speed-boat’em!
Około 20:00 Przypływa s/y Pika drugi jacht naszej floty. Pomagam w parkowaniu, podpływam pontonem, zabieram desant z cumą na ląd. Pika stoi. Łączymy dwa jachty cumą by nie uruchamiać silnika lub pagaji do transportu promowego, miedzy jachtami. Załoga Piki zaprasza mnie na domaćne winko i serek…

Załoga szczęśliwa dzięki nowej atrakcji szybkiej przejażdżce na speed-boat’cie, który podwozi zamiast do Palmiżany, bezpośrednio do zatoczki pod sam jacht:).

Impreza rozkręca się, w zatoce coraz bardziej buja… Chodzą wieści o Jugo! Ustalam wachty kotwiczne i sam usiłuje się położyć spać i trochę przespać jakby co…!!! Jakby coś się działo, pogoda się pogorszyła i musiał bym, coś działać.
A działo się…

Jacek:
„W jak najlepszych humorach około dziesiątej trzydzieści schodzimy ze speed-boat’a- szybkiej taksówki, która przywozi nas z miasta Hvar. Na jachcie buja, ale wszyscy po świetnej kolacji zasiadają w kokpicie i z pomocą Marcina oraz jego gitary zaczynają szantować i drinkować jednocześnie. Mocne bujanie łajby jest tylko dodatkową atrakcją a wiatr - choć dość silny – jest przyjemnie ciepły. Kapitan ustala wachty kotwiczne przez noc a impreza się dopiero rozkręca. Z coraz większym trudem przypominam sobie, co było dalej… pamiętam tylko, że w momencie, gdy sukcesywnie zmniejsza się ilość załogi, a mnie opuszczają siły, oddalam się na z góry upatrzone pozycje z zastrzeżeniem, że jakby co to dajcie znać. Resztę opowie…..


Łukasz ż.j.:
„Moja wachta teoretycznie miała zacząć się o godzinie 4:00, ale praktycznie trwała już od pierwszej w nocy. W zatoce nieźle wiało i trzeba było pilnować, żeby kotwica nie puściła. Ok. trzeciej zostałem tylko ze swoim oficerem (Marcinem). Zauważyłem, że jeden z jachtów zbliża się do łodzi motorowej stojącej obok nas. Obserwowaliśmy, co się dzieje, a jacht był coraz bliżej. W tym momencie postanowiliśmy obudzić kapitana i zapytać, co dalej. Odpowiedź była prosta – najlepiej ich obudzić. I tu padły dwa pomysły: wziąć ponton i popłynąć, albo spróbować latarką. Wybrałem ten drugi i na szczęście się udałoJ. Po kilku minutach ktoś się pojawił na pokładzie i natychmiast rozpoczął manewry, aby zmienić położenie jachtu. Oddalił się na bezpieczną odległość, ale tak sobie mu to wyszło, ponieważ nad ranem znowu przybliżył się do łodzi motorowej!  Ogólnie noc była bardzo ciekawa, jeszcze kilka jachtów się przestawiało – więc ruch był spory J O godz. 6:30 zostałem odesłany na zasłużony spoczynek obok mojej kobiety J”

Dzień 5 – Vinogradiszcze - Trogir



Czekamy aż wiatr się uspokoi. Tego można się spodziewać, ale to że fala zmaleje to raczej nie! Obserwujemy jachty jak wychodzą z zatoki skręcają w lewo by obejść ST. Klement najkrótszą droga i schować się za jego północnymi brzegami, które osłonią od fal… Niektóre się poddają i zawracają podejmując obejście Wyspy od strony zachodniej płynąc na fordewindowej fali. Godzina 12:30 podejmuję decyzje podniesienia kotwicy i obrania kursu na Trogir…



Skręcam w Lewo fala wysoka! Biorę ją bajdewindem. W półwietrze za bardzo rzuca. Nabieram wysokości i przechodzę od razu do baksztagu… Przechodzimy na zawietrzna stronę wyspy i obieramy kurs na koniec Hvaru. Płyniemy baksztagiem i i fordewindem na kawałku Geni – „chusteczce do nosa”. Wiatr dochodzi do 35W – 8B…







Za sterem Najpierw staje Jacek… potem wachty i zmiany. Za Hvarem obieramy kurs na „Splickie Wrota” – Półwiatr.

Dzień 6 – Trogir - Bobowiszcze










12:30 wypływamy po część załogi do Trogiru. Ładujemy się na jacht i go na kąpiel. Po kąpieli w błękitnych wodach Adriatyku rozpoczynamy halsowanie w kierunku uroczej zatoczki Bobowiszcze. Wykąpana i wygłodniała załoga domaga się jeść! Najpierw zupka na pełnym morzu a po dopłynięciu drugie danie; kurczak na ostro z kluseczkami i sałatka w sosie winegret. Wieczorem wypad na zwiedzanie do miasteczka, tzn do jedynej konoby…



Dzień 7 – Bobowiszcze – Split - Kasztela



Pada! Pogoda Barowa! Przy pierwszej okazji przejaśnienia wypad reprezentantów do miasta po butelkowe „upominki” i smakołyki…




Płyniemy…
Split zwiedzanie… Po Hvarze i Trogirze nie powala załogi na kolana…
I ostatni Etap! Do Kaszteli… Wychodzimy na zalew Kasztelski i dorywa nas Bora… Tadeusz za sterem, a uśmiechnięty Jacek z nosem wklejonym w przyrządy melduje kolejne rekordy wiatru… 33W – wpadliśmy na kilka sekund w 8’B. Dopływamy do Mariny stajemy przy kej dmucha 22W podczas stawania… stoimy…

Wieczorem prysznic! A potem wieczorek pożegnalny… Tadzio chciał mnie upić!!! Nie dałem się!!!

Dzień 8 – Kasztela wyokrętowanie załogi


Jak zwykle zamieszanie!



Tadeusz:
Popłynąłem na rejs zamiast 28-letniego syna.
Mogę powiedzieć, że doznałem przysłowiowej iluminacji.
Nie sądziłem, że „obok nas” istnieje drugi, równoległy, wspaniały świat żeglowania. J
Z Krakowa do Chorwacji tak blisko… a potem wystarczy przekroczyć bramę mariny ….i na pokład.
Wiele w życiu widziałem (dochodzie 60-tki), byłem 11 lat za granicą na uniwersytecie w Kuwejcie, USA, wtedy w praktyce co rok oblatywałem kule ziemską dookoła, a taką rzecz jak żeglarstwo przegapiłem.
Do tego udała się na rejsie wspaniała załoga, mili bezkonfliktowi ludzie, co a na ciasnym jachcie jest podstawą.
Planuje, że za rok płynę na 13-dniowy rejs po greckich wyspach, a za dwa lata zamierzam zmontować grupę przyjaciół, zaplanować trasę, poprosić Mariusza aby dobrał nam jacht i zgodził się „pokapitanować.

1 komentarz:

  1. kolejna udana wyprawa.. już wiem jak spędzę urlop w przyszłym roku :)

    OdpowiedzUsuń