Popłyńmy w kierunku zachodzącego słońca:)

!!!!!!!!!!!!! Morze... Pasja, która pokochasz... Wypłyń na głębię... :))) !!!!!!!!!!!!!

niedziela, 19 września 2010

Rejs 39

Kapitan: Mariusz Wojda
Państwo: Chorwacja
Akwen: Adriatyk

Termin: 18-25.09.2010
Jacht: S/Y Ana Maria Oceanis 411

Trasa: :Kasztela – Kasztela
Porty: Milna, Split,  Blaćia,  Vrbowska,

załoga: fantastyczna:)))
Judyta i Przemek, Jacek x 2, Marcin i Mariusz

przebyto: 48 godz. i 188 Mm

Organizator: Blue Dream Sp. z o.o.

Dzień 1 – Kasztela [Zaokrętowanie załogi] – Split - Milna 

Poprzednia załoga opuszcza jacht punktualnie. Teraz muszę trochę ogarnąć jacht i przygotować go na sprzątanie. Ekipa sprzątająca się spóźnia. W końcu przyjeżdżają i zaczynają sprzątanie od Piki. Zaraz dostaje sms: „Będziemy w przeciągu 30 minut”, To Darek kierowca Autobusu, którym dojeżdżają załogi i przyjeżdża zaopatrzenie. Odbieramy załogantów, jedzenia i opłacam postój jachtów. Pakuje jedzonko, część do bakist część do lodówki i do szafek. Wszystko przygotowane. Tylko sprzątanko i GO!!!
Jest ok. 1300 ide pod prysznic, wszystko na luzie… jeszcze nie wiem co mnie czeka. Poprzedni rejs przeszedł bez atrakcji. Ile tak może trwać… ?
Wracam z pod prysznica, zaglądam do knajpki z nadzieją, że może spotkam, któregoś z załogantów i pozbędę się toreb. Nic z tego nikogo nie ma! Poprzednie załogi ambitnie pojechały zwiedzać Trogir. Trudno…
Wracam na jacht. Przechodzę przez uliczkę. Mijam budką strażnika na parkingu, na który przed chwilą wjechał polski autokar. Spoglądam na wycieczkę emerytów wysypującą się z Autokaru.
Schodzę z krawężnika… i nagle trach!!! Coś chrupnęło!!!
Nie zauważyłem mikro krawężnika. Ale jeszcze nie boli… siadam na krawężniku i czekam… ruszam stopą. Ból przychodzi po woli. Zaciskam zęby! Czekam aż przejdzie pierwsza fala bulu… Siedzę i zastanawiam się: „Co będzie?”.
Ruszam do przodu. Najpierw trzeba dojść do falochronu! Potem wzdłuż falochronu na sam koniec! No nie miało kiedy mi się to przytrafić – taki kawał drogi!!!
Idę, a raczej kuśtykam! Rozglądam się za wózkiem, ale nic nie ma. Podparł bym się a tu nic! Powoli mijam kanałek i chłopców, którzy tam łowią rybki, jedna już pływa w rozciętej plastikowej butelce. Dochodzę w końcu do falochronu… opieram się i odpoczywam… Czas ruszać dalej. Po woli idę wzdłuż falochronu podpierając się przedramieniam o betonowy chropowaty murek. Spotykam załogantów z drugiego jachtu. Okazuje się, że maja różne maści bo kolega tez ma problem – połamane place u stopy. W tym czasie podbiega kobieta z motorówki cos się pyta… ale do mnie nic nie dociera. Biegnie na jacht i przynosi jakąś maść chłodząca jak wynika z opisu. Smaruje prawą część stopy. Dziękuję i spoglądam na banderę… Nowa Zelandia:).
Dochodzę do jachtów siadam na wózku. Mateusz przynosi mi wiadro z zimna wodą. Siedząc z noga w wiadrze i czekając na jacht prowadzę szkolenie dla mojej załogi. Instalacje wodne, elektryczne, zasady…
Jacht posprzątany małymi kroczkami przechodzę przez trap. Robię zaokrętowanie i wypływamy…
Załoga ma szybkie przeszkolenie. W końcu są żeglarzami, zapaleńcami. Tym razem będę kapitanem! Nie tylko skipperem:).
Płyniemy do Splitu zatankować jacht i potem planowo do Stomorskiej.
2 mile przed Stomorską schodzę na dół. Szukam telefonu. 7 połączeń nie odebranych od Mateusza. Oddzwaniam i dowiaduję się, że nie ma miejsc. Obieramy kurs na Milna – do Holendrów. Po godzinie stoimy przy kei.
Załoga zjada zupkę i wybiera się zwiedzać miasto. Zapraszają na pizzę ale przecież nie dotrę…
Oglądam film i usypiam. Budzi mnie powrót załogi, która przynosi pizzę:))) :Jestem miło zaskoczony!!!
Idę spać dość wcześnie…

Dzień 2 – Milna – Bunkry – Blacia - Vrbowska

Budzę się o 0830 – Organizm potrzebował regeneracji…
Załoga przygotowuje już śniadanie. Mateusz poszedł po pieczywo. A ja testuje nogę. Dostaje prognozę pogody: 35–50W specjalne ostrzeżenia dla Dalmacji… Ustalamy z Mateuszem że stoimy do 1200.
O 1200 odpływamy, nie jest źle płyniemy.




Najpierw bunkier, gdzie spotykamy Prggino trzeci jacht floty, 2 kółka i dalej. Następna zatoka, kotwiczymy, Cuma na brzeg do drzewa i część załogi ambitnie w śród kropel deszczu przedziera się pod górę kierując się do ruin a potem do pustelni…
W tym czasie przygotowujemy żurek i czekamy na explorerów…
Załoga się kompie, a ja namiętnie smaruję nogę…




Płyniemy w kierunku Złotego Rogu, ale wiatr słabnie. Obieramy kurs na diesel grocie na Vrbowską, grot dodaje 1-2 węzła do naszej prędkości… Jacek i Przemek przygotowują obiad a ja wtrącam się co do ilości przypominając że to żywienie zbiorowe a nie kolacja dla singla:))).









 

Zjadamy obiad…


Drinki...
Załoga poszła w poszukiwaniu wina z 7 litrowym baniakiem…

Z noga coraz lepiej ale pewnie w tym tygodniu biegać nie będę…
Dokańczam początek wpisu i ładuje na bloga!

Judyta się podnieca! Krzyczy: „Pisz! Pisz! Przynoszą wino! Czerwone!!!:)”
Specjalny dodatkowo proszek dla Judytki.
DJ Marcin Puszcza przywiezione CD z szantami, Szklanki już się myją a załoga rostawia stół na górze i rozpoczyna się degustacja zakupionego wina… :)

Dzień 3 – Vrbowska - Makarska - Rosotica
Od tego dnia rejs będzie już rejsem somelierów...
najpierw załoga rozpoczęła dzień od szaleństw...


na jachcie, za jachtem, pod jachtem, obok jachtu...








gdy wyczerpał sie zestaw pomysłów i poziom adrenaliny opadła...
błysk w oku oficera imprezowego zapowiadał tylko jedno

Judyta: "Niektórzy rozważali zmianę przeznaczenia jednego ze zbiorników na wodę - czemu nie wypełnić go winem?"
Mariusz: "Owszem, rozważaliśmy zmianę przeznaczenia jednego ze zbiorników ale nie był to zbiornik na wodę lecz nieużywany trzeci zbiornik na brudy !!! Przecież wszyscy wiemy, że na jachcie poza artykułami pierwszej potrzeby (takimi jak wino) woda też się czasem przydaje :)))"

Po przystanku na kąpiel i odwiedzenie załogi komandosów z zaprzyjaźnionego jachtu dopełzliśmy do Makarskiej. Gdzie nastąpił rozłam w załodze! część poszła zwiedzać miasto a pozostali popłynęli ku zachodzącemu słońcu by poćwiczyć manewry i człowieka za burtą...








Po manewrach, zwrotach przez sztag, rufę, niesamowitym wysiłku przy ciąganiu szotów i desperackim ratowaniu kapoka przez Mariusza... No bo ileż razy można do niego podchodzić i się rozminąć... Ruszyliśmy do zatoczki.
manewry zosatały oblane...
 
A załogę czekało nie lada wyzwanie - rozpiąć jacht miedzy 2 drzewami! W ramach postoju na kotwicy... tylko jakoś bez kotwicy... Bo kapitan miał taki kaprys...


Po manewrze skoki do wody w mistrzowskim wykonaniu Jacka i Mariusz...
W końcu coś trzeba robić by odparować winko i zrobić miejsce na następne...







... by tego dnia pobić rekord w ilości wypitego wina... Głównie przez 3 załogantów... 
Tego dnia poszło tylko 9 litrów wina i pół butelki rumu...
Gdzie ta załoga to wszystko zabunkrowała... ???

Dzień 4 – Rosotica - Korczula - Lumbarda


Wschód słońca i wypad. Pika pierwsza bo zagradzała nam drogę. rozpięta dnia poprzedniego między skałami i szczepiona z nami burami... Zrobiliśmy postój na X.




Potem my! Ostatnie spojrzenie na urokliwa zatoczkę i 40Mm przed nami... we flaucie..
Flauta...
 
Flauta... 
Flauta...
Flauta...
Flauta...


i kąpiel w turkusowych wodach na końcu półwyspu Pelieszackiego...

A w kale przed Korczulą dmucha... mamy motyla i gnamy:)

Wysadzam załogę w Korczuli a sam wyruszam do Lumbardy naszej docelowej marinki, gdzie czeka już Pika.
Mijam newralgiczne przejścia załączam automatycznego pilota i przygotowuje jacht do samodzielnego  parkowania. W Lumbardzie ma czekać na mnie Mateusz i pomóc mi z mooringiem. Telefon, ustawiają mnie w środku miedzy dwoma pirsami. wiatr dopychający do drugiego jachtu, więc manewr będzie spokojny wpływam skręcam opieram się o jacht i spokojnie robię co trzeba... taki był plan!
A jak było w rzeczywistości?
Wpływam, skręcam, wyhamowuję jacht, opieram go o drugi i...
...
... i grupa komandosów z piki w koszulka z napisem "Piraci z Chorwacji" wpada na mój jacht i mig, mig, mig, mig wszystko zrobione!!!!!!!!!!!!!
Myślę, że polskie drużyny antyterrorystyczne mogły by się wiele nauczyć...
Czekam na załogę, oglądam filmy i nie nadwyrężam mojej nogi.

Po powrocie z Korczuli, na piechotę... Hmmmmm... Z inicjatywy prowodyrki długich marszów smakowita kolacja...
 
i oczywiście winko i drinki...

Dzień 5 - Lumbarda - Dubovica
Rano ruszamy w kierunku Hwaru... Na początku katarynka... Słaby wiatr... Halsowanie


I nie może zabraknąć degustacji...


A ja zapalony fotograf odkrywam nowe gry świateł i uwieczniam je przy trzasku migawki mojego Canona...




 




Po załatwieniu ważnych interesów na dziobie jachtu degustacja trwa...


Ostatni ludzie schodzą z plaży i cała zatoczka do naszej dyspozycji
Nurkuje, poszukuje ośmiornic i nic... Marznę wracam na jacht... I dostaje coś na rozgrzewkę... Ciepłą Herbatkę:)))

Tymczasem załoga wyrusza przez rozszalałe wody zatoko Dubowickiej do knajpy Dubowica, po Dubowickie winko... Nio!!! tego jeszcze nie próbowaliśmy... :)))

Impreza trwa...

Dzień 6 - Dubovica - Hvar - Stomorska
Rankiem nurkujemy do "Lawendowej groty" i wypadamy na Hvar...
A z Hvaru kierunek otok Brać!!!
Brać, czy nie brać? Oto jest pytanie!!!
Jak wino to brać... Ale w Stomorskiej na Solcie bo taki plan...



Przy kei miejskiej nie ma miejsc... Stajemy dziobem do knajpy... Mooring do rufy i prą też mamay

Dzień 7 - Stomorska -  - Split - Trogir - Kasztela



Piraci z Karaibów... Upss... Z Chorwacji o tendencjach, których nie powstydzili by się najlepsi komandosi planuję lajtową sesję! Z topu masztu


Pstrykam akcje i przy okazji kapitana piratów - komandosów....
Zatoczka, kąpiel, relaks, obiadek...
I czas na Split!!!
  
Po drodze nietypowa sesja tego co za nami, obok i nad nami...





I przed wpłynięciem do Kasteli myk, myk, myk do Trogiru



Trochę nocnego pływania na trasie Trogir - Kasztela. Konflikt z miejscowym peronowym...
Wyrzucenie nas z mariny...
Poszukiwania telefonu do recepcji... Na szczęście mam rachunki i znajduje nr telefonu. Ostatecznie w Kaszteli cumujemy ok 2200.
Generalnie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i stoimy blisko mariny i sanitariatów:)))))) Tak blisko, ze mogę tam dotrzeć uwzględniając stan mojej nogi!!!:)
Następny raz tez tak zrobię:))))))))))))))))))) hi hi hi:))) Czego to się człowiek nie nauczy:)))



Judyta: "To >>...trochę nocnego pływania...<< to nasze pierwsze prawdziwe żeglowanie na tym rejsie. I do tego w ciemnościach!!! Oczywiście wszyscy pamiętamy też zawrotną prędkość 8 węzłów, siągniętą tego dnia po południu"



Ostatnia wspólna wieczerza
Zdjęcia Mariusz Wojda



Dzień 8 - Kasztela - Wokrętowanie

P.S. Fotki od załogi komandosów:)))





wielkie dzięki:)))

5 komentarzy:

  1. No cóż wypadki chodzą po ludziach :( załoga troche więcej zapewne postoi za sterem, co im wyjdzie na zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cześć skipper!
    a co z resztą rejsu? film Ci się urwał?
    mariusz2

    OdpowiedzUsuń
  3. po takim żarciu na rejsie ostra dieta grozi załogantom i skipperowi

    OdpowiedzUsuń
  4. Lukrecjo! Z godnością dźwigamy naszą porejsową nadwagę.
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  5. coś mi nie wyszło i wysłałem nieskończony komentarz. Anyway, to komentarz do wypowiedzi Judyty: Owszem, rozważaliśmy zmianę przeznaczenia jednego ze zbiorników ale nie był to zbiornik na wodę lecz nieużywany trzeci zbiornik na brudy !!! Przecież wszyscy wiemy, że na jachcie poza artykułami pierwszej potrzeby (takimi jak wino) woda też się czasem przydaje :)))
    Mariusz

    OdpowiedzUsuń