Popłyńmy w kierunku zachodzącego słońca:)

!!!!!!!!!!!!! Morze... Pasja, która pokochasz... Wypłyń na głębię... :))) !!!!!!!!!!!!!

środa, 13 czerwca 2012

Rejs 43 - Turcja

Kapitan: Mariusz Wojda
Organizator: Mikołaj 

Państwo: Turcja
Akwen: Termin: 02 - 09.06.2012 Jacht: S/Y Su Ay, Ocenias Clipper 393
Trasa: Bodrum... – Bodrum...
Porty:
Załoga: bardzo wyjątkowo fantastyczna... :)))
Agnieszka, Ola, Mikołaj, Jeremi, Mieszko,
Przebyto: godz. i Mm

PRZYGOTOWANIA
Etap 1 - Czarter jachtu
Mariusz: "Oszzzzzz... ! Ja ich chyba rozstrzelam przez powieszenie na suchej gałęzi nad głębokim jeziorem z kamieniem u szyi... "
:)))))))))

Etap 2 - Zmiana składu załogi

Montujemy z Mikołajem ofertę i kalkulujemy koszty. rozpoczynamy poszukiwania brakującej załogi.
Mamy 1 osobę! Hura!!! Zmieniamy jacht na mniejszy na 5 osób + ja - skromny skipper!
Jachcik jest na 7 osób i ma 39 stóp...

Etap 3 - przygotowania do wyjazdu

Odpowiadam na 3 i pół miliona pytań od nowej części załogi, która jeszcze nigdy nie żeglowała...

Ooooo!!! Zmiana godzin wylotu... Orzesz nio k**** m**!!!!!!!!!!!!!!

REJS

Dzień I - Dojazd i zaokrętowanie.

[Mariusz]
Plan jest prosty: Samolot o 14:15 to trzeba być na lotnisku o 12:15, SKMka dojedzie na lotnisko o 11:57... to wyjazd z mińska pociągiem o 10:36.
1036 siedzę w pociągu. dzwonie do Oli.  Ola juz w drodze...
Za chwilę tel. od Oli: "Wysiadaj na Śródmieściu i jedź na lotnisko autobusem... SKMki stoją..."
Za chwilę drugi tel od Oli: "Wysiadaj w Rembertowie bo możesz utknąć przed wschodnią stać w polu... Ja stoję w polu przed zachodnią i nie pozwalają nam wysiąść." słyszę zdenerwowany głos Oli.
Patrzę na wyświetlacz i widzę: "Następna stacja Warszawa Rembertów"... No to Go!!!
Tuptam do 514, czekam dojeżdżam do placu na rozdrożu, czekam na 188, spóźnia się... nie zdążę na tym bilecie... wrrrrr... w autobusie zapoznaje się z nowym system zakupu biletów, bo jakiś baran powiedział mi że nie kupuje się u kierowcy. Czytam o wszytki systemach zakupu biletów. Automat nie działa. w końcu ląduje u kierowcy, który sprzedaje mi bilet...
Na lotnisko docieram ok 12:30 uffffff. Do bagażu koooooolejakaaaaaaaaa... uzyskujemy zaszczyt miejsce na samym końcu... miejscówki zaszczytne w myśl powiedzenia: "Ostatni będą pierwszymi!": 1A i 1B.
Na pokładzie witają nas cukierkami. Siadamy w pierwszym rzędzie i żartuję, że siądziemy obok to jeszcze sobie jeszcze te cukierki podjemy...
Siedzimy, procedury, szkolenie...
Załga siada przed nami. a my widzimy ich przez wielka plastikową szybkę jak byśmy oglądali film - żartujemy sobie. Miny mają nie tęgie... więc wychylam się... pokazuje rękami gest w dłońmi w dół - uspakajający i mówię: "Spokojnie, spokojnie, wszystko będzie dobrze... Relax...  Jesteśmy z wami... :)))" obsługa pokłada się ze śmiechu... Chwile później pokazuje gest zginania palców u prawej  i lewej reki... i znowu maja ubaw... Nie wiedzą kto im się trafił... maja cały lot przed sobą a tu taki zgrywus im się trafił...

Lądujemy... chyba znowu z opóźnieniem... kupujemy wizę... odbieramy bagaż... iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii !!!!!!!!!!!!
Spotykamy Mikołaja:)))))
Jedziemy do Bodrum po Agnieszkę i urwisy... i do mariny... zaokrętowanie i piwko tureckie Efez...
Zapada zmrok a my wybieramy się coś zjeść...

[Mikołaj]
Mam sam odebrać jacht? O rety! Nie wiem od czego zacząć, a trzeba wszystko zrobić: sprawdzic kadlub i urzadzenia, policzyc wyposazenie, rozpakować się, zrobic zakupy a na koniec odebrać resztę załogi (Mariusza i Olę) z lotniska. A jeszcze obiecałem rodzinie zwiedzanie Bodrum. A to wszystko po kilkugodzinnej podróży po piaszczystej patelni, w jaką zmieniły się tureckie drogi.
W rezultacie, nic z tego nie zostało zrobione dobrze. Jacht doskonale utrzymany, mimo swego wieku. Obsluga mila. Szefowa czarterowni przez godzinę klarowała mi, gdzie i jak mamy pływać, z czego zapamiętałem tylko połowę. Moje plany wzięły w łeb w momencie gdy uslyszalem - powtórzone potem ze trzy razy - że nie wolno pływać nocą. Jakieś dziwne czary odnośnie używania toalety. No nie starczyło mi już mocy przerobowych, aby sprawdzić GPS albo obfotografować kadłub.
Zakupy zrobione, a tu już czwarta - trzeba jechać do Bodrum (rodzina na zwiedzanie) i na lotnisko (ja). Na lotnisku - samolot ma prawie godzinę spóźnienia, a jeszcze zanim odbiorą bagaże... Ta cała wyprawa zaczyna być orgią spóźnień i przekreślonych planów... Rodzina zwiedziła już w Bodrum co mogła beze mnie, a ja tu sterczę na lotnisku, na którym oprócz dokładnych kontroli (nawet oczekujących) nic nie ma. Wreszcie jest samolot z Warszawy! Jest Ola i Mariusz! Przez Bodrum - odbierając rodzinę - docieramy do mariny. Może by teraz obfotografować kadłub? Nie, już dziś późno i ciemno, chodźmy lepiej jeść. Jeszcze zanim znaleźliśmy sympatyczną a nie zbyt drogą tawernę, zanim zakupy - tak zakończył sie dzien pierwszy, meczacy mimo iż wiele spraw nie zostalo załatwionych.


Dzień II - Yalikavak -  Iasos

[Mikołaj] Techniczny check out - kapitan i ja sluchamy przedstawiciela czarterowni. -jak dlugo potrwa ten check out? mamy bardzo doswiadczonego kapitana, wiec pewnie dziesiec minut?
-godzinę...

Po godzinie ogladania zaworów i przełączników zabraliśmy się za pierwszą poważną rzecz - GPS. No i nie działa. Po godzinie walki z urzadzeniem, technik zainstalował nam nową antenę. Tak wiec znowu opóźnienie.


 

[Mikołaj] No cóż, switem koło południa wyplywamy z mariny Yalikavak. Celem jest starożytne miasto Iasos w zatoce Güllük.





[Mikołaj]Rejs upłynął bez specjalnych wydarzeń, wiaterek nas dzielnie wspomagał, załoga wypoczywa po trudach zaokretowania, oficerowie podziwiaja ruch statków towarowych do portu Güllük a takze fermy tuńczyków czy inne stworzeń hodowanych w losowo wybranych punktach akwenu.





[Mikołaj] Dopłynąwszy do bardzo skromnie wyposażonej mariny w Kiyikislacik (co jest współczesną nazwą bardzo starego miasta Iasos) wybralismy się zwiedzać ruiny z epok zarówno starożytności klasycznej jak i wypraw krzyżowych. Tak, te spokojne wzgórza były świadkami dramatycznych i krwawych wydarzeń.


[Mariusz] Szwendam się po marinie... właściwie po kej miejskiej podziwiam i fotografuję łajby... wszędzie rzuca się w oczy wszechogarniający stan nie przygotowania do sezonu... Za kilka dni coś odkurzą, dokończą malowanie... i będzie jak nowe... Nówka sztuka nieruszana 40 lat i milion kilometrów na liczniku... :)))




EURO klimaty w Turcji...













Dzień III - Iasos - Altinkum









[Mikołaj] Zwiedziwszy rano jeszcze raz Iasos – które poprzedniego dnia widzieliśmy raczej w zapadającym zmroku, wypływamy nie spiesząc się w kierunku Altinkum. Przewidziane jest tam stanie na kotwicy w zatoce i kolacja w hotelu Hera, który już znam i polecam. Nie polecam stawania w marinie w Altinkum, która jest mała i trudno się do niej wpływa (podwodna przeszkoda tuż przed wejściem).



[Mariusz] 
 Co by tu narozrabiać... ?
-Tato zabieramy to?
-Zabieramy wszytko co samochód uniesienie... !

-Zabieramy to?
-Ola! Daj spokój nie zmieści się do samolotu!!!
-To chociaż to przewrócę...









[Mikołaj] Aby zmniejszyć poziom stresu, postój i kąpiel po drodze.

[Mariusz]  Wmówiliśmy załodze, ze woda jest ciepła i sucha...
... a sami usiedliśmy do kapitańskiej przekąski - kabanosy z cebulką


[Mariusz] Dzień kobiet - czyli kobiety dowodzą jachtem, stawiają żagle, wachtują, buchtują, nawigują...


[Mikołaj]
Płyniemy sobie bajdewindem, zachodni wiatr wpycha w zatoke Güllük fale rozpędzone po całym morzu egejskim – załoga przyzwyczaja się do falowania, a sternik (ja) przyzwyczaja się do sterowania na fali.

Fermy tuńczyków czy innych choler skracają nam halsy, do tego wiatr słabnie – czy zdążymy dopłynąć przed zmrokiem? Co za stres zupełnie niepotrzebnie – zatoka Altinkum jest tak dobrze oświetlona, że nawet mniej doświadczona załoga nie miałaby problemu ze znalezieniem miejsca.

Wreszcie jesteśmy na miejscu – podpłynąć nie za blisko, bo płytko - rzucić kotwice – i tak trzyma raczej łańcuch niż kotwica. Pontonem dostajemy się na ląd, wiosłując dzielnie – w nagrodę turecka kolacja w hotelu Hera, z bardzo miłą obsługą i w rozsądnej cenie.


Dzień IV - Altinkum - Gumusluk



     Niewyspana (po wahtach kotwicznych w nocy) załoga wstaje. Organizator (ja) goni juz do kolejnego punktu historyczno-kulturalnego wycieczki – zwiedzanie świątyni Apollona w Didimie, na wzgórzu nad naszą zatoką Altinkum. Było to bardzo znaczące sanktuarium dla starożytnej Jonii, jedna z największych świątyń klasycznej Grecji – choć nigdy nie została ukończona. Tylko trzy kilometry od naszego kotwicowiska – wstyd nie odwiedzić! No więc zasuwamy te trzy kilometry pod górę, a następnie podziwiamy monumentalne pozostałości świątyni.






     W drodze powrotnej dzięki pomysłowości Oli wsiadamy do Dolmusa (to taki mikrobusik/taksówka zbiorcza) i za niewielką cene dojeżdżamy spokojnie do wybrzeża. Już miałem zgubić czapkę w tym dolmusu, ale kierowca mi ją w ostatnim momencie podał.


     Wczesne popołudnie: wychodzimy wreszcie w morze! Co prawda nasz jacht już w morzu stoi, no bo zatoka Altinkum, jako się rzekło, raczej otwarta! Wiaterek się tymczasem trochę rozwiał – podejmujemy decyzję, aby zejść z kotwicy na żaglach! Silnik pyka cichutko jako rezerwa (i jako źródło prądu dla windy kotwicznej), stawiamy żagle i podpływamy do kotwicy, wybierając łańcuch. Udało się! Trzeba tylko zwracać uwagę na falowanie, gdy kotwica jest przy burcie.


Decyzja – dokąd płynąć? Oryginalnie planowałem płynąć na północ, na półwysep Dilek, a później może nawet do Kusadasi. Ale wypłynąwszy po południu, do zmroku możemy nie dotrzeć do Dilek, nawet przy sprzyjającym wietrze. Cholerne zakazy pływania w nocy! Dlatego, mimo że wiatr wieje z południa, płyniemy na południe. Ogólnym celem Bodrum, a po drodze znajdzie się pare miejsc do przenocowania. Celujemy w zatoke Gümüslük – według locji, jest ona dobrze osłonięta od podmuchów i fal ze wszystkich stron.
Zanim tam dopłynęliśmy, już się robi ciemno. Miejsca przy kei miejskiej – strasznie rozfalowane. W głębi zatoki – gęsto od jachtów i pozostawionych łódek, dalej płytko, i ogólnie wzgórza wokół zatoki wcale nie zasłaniają przed wiatrem. A do tego jeszcze należy uwzględnić ruch kutrów rybackich.

Wspólnym wysiłkiem stoimy wreszcie na kotwicy, cumujac też do kiepskiego pomostu rybackiego i słupa na plaży. Ciekawe czy przyczepianie się do słupa ośiwetleniowego jest w tym kraju legalne.

No same przygody w tym rejsie...


Dzień V - Gumusluk- Bodrum

Cz I fotorelacji - Wprawa po chleb...



Tym razem nie ma w planach zadnego zwiedzania przed poludniem, za to trzeba zrobic zakupy. W tym celu, kapitan i pierwszy oficer przeprawiaja sie pontonem na brzeg.

W miasteczku trwaja jeszcze przygotowania do rozpoczecia sezonu. Wszystko wyglada z bliska znacznie sympatyczniej niz wczoraj wieczorem z rozfalowanej zatoki.














Cz. II fotorelacji - W drodze do Bodrum...


Odcumowanie – mam nadzieje ze mnie nie zostawicie wsrod tych zdezelowanych kutrow?

Wyplywamy. Cel zdefiniowany wczoraj – Bodrum!






     Wreszcie plyniemy kawalek z wiatrem, wiec mile szybko mijaja. Nawet jest czas aby poszukac miejsca do kapieli na dziko.

 Oooo!!! Bodrum... :)

Cz. III fotorelacji - Wyprawa na kebaba...



     W Bodrum wita nas elegancka marina, postoj 60 Euro, wszystko w cenie. Jest jeszcze czas aby przejsc sie po bazarze i poszukac prawdziwego tureckiego kebaba.





     W Turcji döner kebap oznacza kazdy rodzaj miesa z pionowego rozna. Prawdziwy döner kebap nazywa sie w Turcji „Iskender” i jest to delikatna baranina podawana na talerzu i na cienkim chlebie, z salata, pomidorami oraz jogurtem. Niestety, standartyzacja uslug we wspolczesnym swiecie oznacza, ze rowneiz w Bodrum najlatwiej znalezc döner kebap na sposob niemiecki – z indyka.










Dzień VI - Bodrum - 
Cz 1 - Zwiedzanie Bodrum - W poszukiwaniu jednego z 7 cudów świata
















Cz 2 - Zwiedzanie Bodrum - Twierdza
















Cz 3 - Opuszczamy marinę i port...





Dzień VII - 





 Kapitańska sałatka







Dzień VIII - 

Przydziałowa paczka na drogę - suchy prowiant - dziękuję załodze było mniam mniam :)))


 Keja i marina skąpana w promieniach wschodzącego tureckiego słońca...





 Tam gdzieś jest Mieszko...


O tuuuuuu!

Przedostatni środek transportu - SKMka z lotniska


REFLEKSJE PO REJSIE

2 komentarze: