Popłyńmy w kierunku zachodzącego słońca:)

!!!!!!!!!!!!! Morze... Pasja, która pokochasz... Wypłyń na głębię... :))) !!!!!!!!!!!!!

niedziela, 26 września 2010

Rejs 40

Kapitan: Mariusz Wojda
Państwo: Chorwacja
Akwen: Adriatyk

Termin: 25.09-02.10.2010
Jacht: S/Y Ana Maria Oceanis 411

Trasa: :Kasztela – Szybenik
Porty:
załoga: fantastyczna:)))
Agnieszka, Marianna, Sylwia, Jacek, Zyga, Marek, Artur, Bartosz, Ryszard,
przebyto: 39 godz. i 135 Mm

Organizator: Blue Dream Sp. z o.o.

Dzień 1 – Kasztela – Zaokrętowanie załogi

Wystawiam głowę z jachtu i widzę szarości i dmucha coraz lepiej… dzwonie do Ivo - opiekuna jachtu i informuję, że tym razem stoję na pirsie E. Dzięki temu mam czyszczony jacht jako pierwszy.
Pojawiają się pierwsi załoganci - dość nie typowo bardzo wcześnie.
Jacek (wilk morski): Integracja nowych ze starymi – cola z rumem…

Przychodzi Mateusz przynosi prognozę pogody………………………….
Patrzę a skala mi się przesuwa 10, 20, 30, 40, 50…

Rundka po marinie, knajpka, sklep, spotkania z znajomymi skipperami, dyskusje o pogodzie… Nikt dziś nie wypływa!
Dyskutujemy z Mateuszem. Presja!!! Presja jak u pilotów Tupolewa TU-154 nr boczny 101.
Jacek: „Ląduj dziadu!”
Załoga napalona! Chce wypływać… Firma oszczędzać, obniżać koszty a marina najdroższa!!!
Plan Split i nocleg na kotwicy! Kotwica odpada! Może Trogir, Stomorska, gdzieś bliżej… ? Rozmawiam z Polską, patrzę na zalew Kasztelski mało, że pi**** to jeszcze nic nie widać. Mateusz kręci głową
W PL akceptują naszą decyzję. Stoimy!!!
Leje!!!

W przerwach oberwań chmury, po „podwieczorku zapoznawczym”, przeskakujemy do knajpki…
Załoga w świetnych humorach zamawia piwo, ćewapi, piwo, frytki, sałatki, piwo, mieszane mięso… I żartuje, że ten stolik będzie ich ulubionym do końca rejsu:))).
Wracamy na jacht. Szkolenie, drink, drink…, szkolenie, drink, drink, drink…., szkolenie, driiiiiiiiink…

Sylwia (najmłodszy załogant, nierzadko prawdziwa blondynka, tygodniowa żona, od czasu do czasu z wyraźnymi symptomami ADHD): Jakie znowu szkolenie? Ci, którzy nie „jachtowali” ;) wcześniej chyba zagubili się w potoku nowych słów i zwrotów. Nawet obsługa WC okazała się prawdziwym wyzwaniem… Cóż, udałam że wszystko rozumiem, ale wiedziałam, że trzeba to będzie nazajutrz metodą prób i błędów przyswoić. Hahaha… ale fajnie, że tu jesteśmy J Oby tylko jutro nie padało!

Dzień 2 – Kasztela –  Stomorska

Szaro…
Pada…
Leje…
Grzmi…
Kawka…
Leje…
Grzmi…
Coraz więcej załogi w messie…
Przychodzi Matusz z prognozą. Dziś pada i flauci patrzę na mapy baryczne i jesteśmy… jak przewidywałem w "oku cyklonu"!!! W centrum niżu! Trzeba się wyeksmitować i gdzieś przenieść… Narada – Stomorska pada jako nasz cel na dziś…

Śniadanie! Zyga zarządza parówki! Niedziela muszą być parówki! Idzie na zakupy i przychodzi z siatkami towaru do jedzenia… Nie widziałem parówek od… chyba dwóch miesięcy:))) SUPER FRAJDA!!!

10:02 kawka po śniadanku… Ciekawy jestem ile jeszcze pójdzie przed wypłynięciem. Artur idzie nalać wody, marina opłacona, dokumenty na jachcie, jeszcze zmywanie naczyń i GO!

Sylwia: Co prawda nie spędziliśmy dzisiaj zbyt dużo czasu na morzu - 2 godziny chyba – ale każdy, kto płynął jachtem po raz pierwszy w życiu (czytaj: ja, mój świeżo upieczony mężuś Arturek, Marianna, pan doktor Rysiu, Marko, Aga i Zyga), zdążył połknąć haczyk J Kurcze, niesamowite! Stałam na dziobie podziwiając oddalający się ląd, poddając się podmuchom wiatru i zastanawiając się ile metrów wody jest tam pode mną, co, muszę szczerze przyznać, powodowało lekkie zdenerwowanie nawet u osoby, która pływa od dziecka i uwielbia to robić. Pierwsza salsa na dziobie – bo mi było tak radośnie hehe- została odtańczona, chociaż po kilku krokach brutalnie przerwał mi ją I oficer (jestem w jego wachcie) krzycząc z rufy: „jędna ręka dla siebie!!!!!” Ehhhhh…
Jacek: trzeba jej wyłączyć ADHD – Sylwia do steru…
W Stomorskiej rzucamy kotwicę w knajpce – 30 m od jachtu – piwo i pizza…” zdrajca Artur” imprezuje na PICE - Sylwia idzie z odsieczą.

Artur: To nie zdrada, to integracja J – poza tym Pika stała tuż obok więc wszycho gra (w mym mniemaniu oczywiście)


---------------------------------------------------------------------------------





















Dzień 3 – Stomorska – Hvar – Trogir

Pogoda całkiem żeglarska! Planujemy długi dystans. Najpierw do Hvaru, a potem na noc do Trogiru. Chcemy obrać kurs w kierunku Szybenika by mieć bliżej, jakby co…
 …















Już Ciemno docieramy do Mariny w Trogirze. Pika parkuje Chwilkę przed nami. Dochodzimy. Załoga idzie się myć a potem na miasto zwiedzanie Trogiru By Night i kolacja na starówce:).
Dzień udany! Ok. 50 mil zrobione… :)

Sylwia: Ojeju Kapitanie!!!! Dzień udany?!  Pół załogi przez pół rejsu miało blado-zielone twarze!! Hehe… Pierwszy oficer udzielił nam rano lekcji pt. „Zwrot za burtę – porady praktyczne”  J  i naprawdę niewiele brakło, aby móc przećwiczyć wszystko w praktyce. Wieczorne godziny zaczynały się ciągnąć; sililiśmy się na podziwianie rozgwieżdżonego nieba, ale nasze żołądki znajdowały się w stanie permanentnego oczekiwania na najgorsze … choć w sumie może i przydałaby się im ta „ulga”? W końcu, jakoś, wreszcie, dotarliśmy do Trogiru! Uffff…
Jacek: Żeglarstwo to 4 zwroty – przez sztag, przez rufę, przez kil i …za burtę. Każdy trzeba wykonać z uwzględnieniem bhp.
Hvar cudowna pogoda – patelnia – Mariusz podpływa, załoga desantuje na keję,  jacht odchodzi. 2 godziny na zwiedzanie – robimy stare Śródmieście i zalegamy w knajpce
– mule i piwo…1500 - komandosi na pokład…wieje SE w du..ę . Zabawa z pontonem, pływanie w szelkach i w kapoku….I zielony rumieniec na niektórych obliczach – jest 6°B(stan morza 3 )  – ale trzymają się dzielnie i nie dają na mówić się na „pawiowanie”. 


Wchodzimy między wyspy – fala „siada” – Trogir na kursie – zmierzcha  -  szukamy świateł – wreszcie marina – toaleta i w długą…knajpka z „zielonym sufitem”, kalmary, rybki-frytki, wino, i na do widzenia rakija od gospodarza…
Artur: Hvarski zamek na wzniesieniu nie był niczym szczególnym ale widoki zajefajne J. Aaaaaaa…… i jeszcze jedno marsz na zamek umilały jakieś dziwne chyba świerszcze siedzące na drzewach – brzmiało super. W drodze do Trogiru - holowanie na linie (w uprzęży i kapoku) okazało się przednią  zabawą.

Dzień 4 – Trogir – Borovica


Wypad i żeglujemy SE 2; cele 1 Kapraie i 2 – Borovica jakby wiatr był nie przychylny. 
Lądujemy w Borowiny. Plan jest prosty przed 1745 nie spływamy. A dlaczego! Nio proste! Będzie okazja do…
Dziś I oficer – Jacek przeskoczył 600 mil potrzebne na Jachtowego Sternika Morskiego!!! 1520 dzwoni Mateusz i zadaje pytanie: „Zgadnij! Co mi nawaliło?!”
Odpowiadam: „Kotwica! Wygrałem suszarkę do włosów?”
Jacek: Po co łysemu suszarka ? J
Ustalamy, wpływam pierwszy ustawiam się a Mateusz przykleja jacht do naszej lewej burty.
Obiadek i impreza:)))

Sylwia: Dziś, chyba po raz pierwszy, trzy urocze załogantki postanowiły nabrać na słoneczku trochę koloru i zrzuciły ciuszki. Sternik od razu zaczął prowadzić łódkę zygzakiem hahaha! Generalnie było wspaniale - słońce, drink i książka w ręku, dobre humorki i mniejsza zapadalność na chorobę morską :P


 A wieczorek na kotwicy w romantycznej zatoczce – bajka! Po kurczakowo-ryżowo-ziołowo-warzywnie-słodko-kwaśnej uczcie urządzonej przez naszego Kapitana mój kochany mąż wziął się za zmywanie naczyń na rufie, w morskiej wodzie. Poszło mu bardzo sprawnie, ale, pod osloną nocy, nie zauważył wyślizgujących się do morza, jeden po drugim, widelców J
Jacek: Zakupy…Oddajemy cumy …Tankowanie …i płyniemy …Wielki Dwernik na lewym trawersie, Mały na prawym – jesteśmy na pełnym morzu – parę godzin żeglugi (1745 gratulacje z okazji 600 godziny na morzu  - jachtowy sternik morski jest mój ) -  i stoimy
w głębokim fiordziku – wapienne ściany, turkusowa woda, cisza, nocleg na deck-u…
Artur: Nocleg na kotwicy to kolejne pozytywne zachłyśnięcie urokami żeglowania

Dzień 5 – Borovica – Prvić

Sylwia: Nie mamy czym jeść śniadania! Gdzie nasze widelce? Jak wiadomo, na jachcie mało miejsca, balastu w postaci dodatkowych sztućców się nie bierze. Zagadkę ich tajemniczego zaginięcia rozwiązał Artur - okazało się, że 7 widelców spoczywa na dnie zatoczki, na głębokości 4 metrów, za naszą rufą. Na szczęście na ratunek przybyli bohaterowie z przyklejonej do nas Piki. Stanęli na wysokości zadania i sztućce wróciły na pokład.
Artur: Maska płetwy, rurka i do wody – fajowo J  ale nie dałem rady zanurkować po widelce L

Wypływamy. Plan jest na Prvić na obiadek na ośmiorniczki z grila – hobotnica na żaru, a potem do jakiejś zatoczki na kotwicę.
O ile pogoda nie wywinie nam psikusa... :)

Jacek: Wędkujemy, nurkujemy, plażujemy … - wreszcie oddajemy cumy – dmucha 4°B – o 1500 stajemy w Prviću – po drodze rozlazła się Genia – a wieczorem wino i ośmiorniczki…



Dmucha coraz fajniej wiatr 4 w porywach do 5 i się wzmaga.
Zostajemy na Prviću! Mateusz ma nie działającą kotwicę, wiec nie będziemy stać na 1 w 2 jachty. Idziemy na 2 jachty do knajpy dziś są urodziny załoganta z Piki…

Ale najpierw Przygotowania; salon piękności; "Pod żaglami".









Moje motto: Potrafię zrobić wszystko!!! Z jednym małym wyjątkiem... Nie potrafię urodzić dziecka... :)))))))))))))

Artur: Ośmiorniczki były rewelacyjne – naprawdę warto J



Dzień 6 – Prvić – Skradin
 

Po 1000  wypad. Kierunek Skradin! Po drodze zwiedzamy twierdzę św. Mikołaja. Potem hodowla muli i ostryg!!! Większość załogi jeszcze nie jadła ostryg. A mule chcą, bo się uparli… Nie da się zniechęcić; „będziecie musieli czyścić, skrobać!” Nieopatrznie w jakiejś dyskusji chlapnąłem totalnie nie skromnie… „Nigdy nie jadam muli w restauracjach. To co tam serwują ma wiele do życzenia. Robię lepsze mulę niż w jakiejkolwiek restauracji!” Słowo się rzekło, kobyłka u plota…

Podpływam do sprawdzonego miejsca. Załoga kupuje mule…
Coś mi się kojarzy, że wrzesień to sezon na ostrygi. W końcu w miesiącu wrześniu jest „R” oczywiście w wymowie francuskiej… :))) Pytam Chorwata czy mają ostrygi. Poprzednio nie było! Są!!! Załoga podejmuje decyzje: 8.
Mule i ostrygi idą do lodówki.
A na górze organizuje zbiorowe czyszczenie muli!
1415 parkujemy w Skradinie. Zupka grzybowa i załoga płynie na wodospady… W 60% reszta doczyszcza mule. Ja i Mateusz bierzemy się za reperacje rufy na Pice.
1730 rozpoczynam przyrządzanie muli. Ne! Ne! O Se Ne da! Recepty nie zdradzam:))). Receptura przerobiona z podstawowej…

Przypływa załoga, prysznic i Mule:))) A wrażenia? Niech powiedzą sami:)

Potem kawka, herbatka… i na 10 minut przed 2000 rezerwacja stolika w winiarni… Ostrygi!

Walczę z ostrygami! Musze je jakoś otworzyć… trochę opóźnienia nie idzie tak łatwo znam teorie a praktyka to już wchodzenie do wprawy przez wytrwałe ćwiczenia…
  



Gotowe! Układamy na sałacie i jadą na górę…
Pierwszy odważa się Artur… i strategicznie ustawia się na burcie… jak by co… :) ostryga cytrynka i chlup… gładko poszło  -  potem ja ….i cała reszta…
Poszło! Super!
Nowa potrawa zaliczona przez żołądek!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Artur: Wchłonąłem kolejne morskie gluty – mule fajne a ostrygi ……dużo cytryny i ……nic poza nią nie czułem. Przypomina mi się Seksmisja – „ …to różowe całkiem smaczne…”. Wieczorna impreza w cudownie klimatycznej knajpce – bezcenne J - różnorodność trunków ogromna ……a te przystawki -  palce lizać!
Sylwia: odkrycie sezonu - FIGÓWKA!!!

Jacek: A impreza u babci… kto nie był i nie widział …Urodziny Agnieszki zostały godnie uczczone…Śpiewy, hulanki, swawole…Integracja z wszystkim co się rusza…


Dzień 7 – Skradin – Szybenik

Artur: Siedzę przy kompie i czekam na wyokrętowanie  jak na wyrok ……… idę po winko – na trzeźwo się nie da.

Dzień 8 – Szybenik – Wyokrętowanie załogi

 Załoga wyokrętowana, wybyła do Szybenika, a my... formalmności...


... a od załogi z Piki otrzymaliśmy w prezencie fotki... Bo podobno nasze pływanie z błyskaniem kilem robiło wrażenie... :)



 


Wielkie dzięki za fotki:)))

3 komentarze:

  1. czyli po "mokrym" początku rejsu całkiem udane pływanie.. ostryg też jeszce nie próbowałem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no no.. ten balast na burcie jak z Pucharu Ameryki ;) sama sól żeglarstwa

    OdpowiedzUsuń